Dzien trzydziesty szosty
sobota
dumny jak paw
uniosl glowe wysoko do gory
znieruchomial
patrzy
lecz nie widzi
slucha
lecz nie slyszy
poza belkotem wlasnych slow
niewiele moze zrozumiec
mysli po omacku bladza
bombardujac
przeciazony umysl
nie|!....
wymyka sie z jego ust
westchnienie
dlugie i glebokie
niczym lodz podwodna
zatapia sie pomalu
w oceanie szczescia i nieszczescia
opada powoli na dno
i tak pozostaje
w odretwieniu
tak dlugo
az wyczerpia sie zapasy
zyciodajnego tlenu
wtedy
resztkami sil
unosi sie z trudem
chwilke przed utrata
calkowitej kontroli
ta chwila jeste swieta
doznaje oswiecenia
juz wie
zrozumial
No comments:
Post a Comment